Stories of Tita

11 lutego 2018

Maryjka i Iwanczo - ludowa baśń bułgarska



Żyło sobie kiedyś zgodne małżeństwo. Nie byli bogaci, ale ich radością było dwoje dzieci Iwanczo i Maryjka. Dzieci były posłuszne i roztropne. Starały się nie przyczyniać rodzicom trosk i kłopotów.
Niestety pewnego dnia matka nagle zapadła na zdrowiu i  zmarła.
Ojciec nie potrafił poradzić sobie z gospodarstwem i postanowił ożenić po raz drugi. Wkrótce w domu zjawiła się młoda macocha o zimnych, chciwych oczach i bardzo szybko zmusiła do posłuszeństwa pasierbów i męża.
Pewnego wieczoru namówiła męża, aby nazajutrz sprzedał dzieci na targu.
Na szczęście Iwanczo podsłuchał rozmowę i dokładnie wiedział co planują. Macocha kazała zamknąć na noc dzieci w szopie, dać im mydło, grzebień, dzbanek z wodą i tykwę i kazać im umyć się dokładnie, aby wyglądały schludnie. 
Ojciec zmartwiony, ale bezradny wobec złej kobiety zrobił tak jak mu kazała.
Dzieci jednak postanowiły uciec. Nie sprawiając najmniejszego szmeru, zrobiły podkop i uciekły zabierając ze sobą to co miały: grzebień, dzbanek i tykwę.
Rano wściekła macocha kazała gonić dzieci. W południe ojciec zauważył dzieci uciekające przez pole. Gdy już je prawie miał, Iwanczo krzyknął do   Maryjki aby rzuciła  dzban. Gdy siostrzyczka to zrobiła pole pokryło się tysiącem miedzianych dzbanów. Ojciec zdumiony tym co się stało potykał się i przewracał, ale biegł dalej. 
Kiedy znów był blisko, Iwanczo kazał siostrze rzucić tykwę. Tym razem pole zażółciło się, a ojciec musiał wytężyć siły by się przez nie przebić. 
W końcu przyszedł czas gdy Iwanczo zawołał do Maryjki by rzuciła grzebień. Droga za dziećmi pokryła się kolczastym lasem. Uparty ojciec próbował przeskakiwać przez kolce, ale one wbijały się mu w nogi. Na szczęście po chwili upadł jak długi, a Maryjka i Iwanczo pobiegli dalej drogą do krainy gdzie nikt nie mógłby ich odnaleźć.
Dopiero gdy rodzinna wioska znalazła się daleko w tyle zrobili sobie krótki odpoczynek. Potem powędrowali już wolno trzymając się za ręce.
O zachodzie słońca doszli do cicho szemrzącego źródełka. Iwanczo spragniony nachylił się aby się napić. Maryjka wiedziała, że to wilcze źródło i każdy kto się z niego napije zamienia się w wilka. Odciągnęła brata. Po godzinie ujrzeli następne źródełko. Maryjka od razu zauważyła przy nim mnóstwo niedźwiedzich śladów i znów ubłagała braciszka aby nie pił. Spragniony Iwanczo westchnął tylko smutnie, ale i tym razem usłuchał siostry.
Do trzeciego źródełka przy starej wierzbie doszli już o zachodzie słońca.  Iwanczo płakał, że umiera z pragnienia. Siostra mając złe przeczucia poprosiła tylko aby podsadził ja na wierzbę.
Iwanczo usłuchał jej prośby po czy zaczął zachłannie pić. A Maryjka zauważyła, jak brat zamienia się w jelenia.  Zwierze pobiegło w las, a zrozpaczona dziewczynka przytuliła się do pnia starej wierzby i łkając z żalu za bratem zasnęła.
Rankiem przejeżdżał w pobliżu syn wojewody. Gdy ujrzał na drzewie dziewczynę piękną jak światło księżyca, zakochał się bez pamięci.
Jakież było jednak jego zdziwienie, gdy dziewczyna mimo jego próśb i błagań nie chciała zejść z wierzby.
Rozgniewany sprowadził drwali aby ścieli drzewo. 
Drwale machali siekierami aż do zmierzchu, ale nie udało im się ukończyć roboty.
Nocą wrócił nad źródełko Iwanczo zamieniony w jelenia. Gdy zobaczył, że wystarczy tylko kilka uderzeń siekierą aby powalić drzewo zebrał wszystkie drzazgi i zlepił pień.
Rankiem drwale zdumieli się, że drzewo jest znów całe, ale zakasali rękawy i  zabrali się do roboty. Ale i tym razem nie skończyli przed zmierzchem.
Wieczorem znów przyszedł jelonek  zlepiał drzazgi. I tak przez pięć dni.
Tymczasem syn wojewody szukał nowego sposobu aby dziewczyna zeszła z drzewa. 
Niespodziewanie z pomocą przyszła stara znachorka. Poszła pod wierzbę z mąką, kociołkiem i trójnogiem. Rozpaliła ogień i postawiła trójnóg do góry nogami. Nalała do kociołka wody i też przewróciła go dnem do góry, podśpiewując, że chleb piecze dla wojewody. Maryjki nadziwić się z góry nie mogła, że staruszka wszystko robi na opak. Zeszła więc na dół aby pomóc i ufając staruszce zasnęła po skończonej pracy. Stara znachorka tylko na to czekała i zanim dziewczyna się obudziła  była już w pałacu.
Na drugi dzień wyprawiono huczne wesele. Któregoś wieczoru po weselu z lasu wyszedł samotny jeleń. Zobaczył śpiącą parę nowożeńców i zrozumiał, że jego siostrzyczka wiedzie już spokojne, szczęśliwe życie.
Wieść o ślubie syna wojewody rozniosła się i dotarła również do złej macochy. Zazdrość nie dawała jej w nocy spać. Snując złe zamiary postanowiła nająć się na służbę u wojewody.
W końcu nadarzyła się okazja i macocha towarzysząc Maryjce w czasie kąpieli  pchnęła ją w wir rzeki. Następnie przebrała się w jej ubrania  i poszła do pałacu podając się za Maryjkę.
Na szczęście syn wojewody miał dziwny sen. Przyśnił mu się jeleń, którego tak często spotykał spacerując z żoną po lesie. Jelen żalił się, na złą kobietę, która utopiła w wirze Maryjkę.
Następnego dnia syn wojewody schwytał jelenia, a zła macocha namawiała go aby zabił zwierzę, które jest powodem jego złych snów. 
I już doszło by do nowego nieszczęścia gdyby nie czujność syna wojewody. Zauważył on, że jeleń uparcie wraca do rzeki i żali się komuś na złą macochę i to, że jutro ma zostać zabity. 
Mężczyzna usłyszał głos swojej żony. Opowiadała, że jest w brzuchu wielkiej ryby, którą może złowić tylko jej mąż, we własnoręcznie robioną sieć ze srebrnych nitek.
Syn wojewody postanowił działać. Zakazał tknąć jelenia, a sam zabrał się do dziergania.
Po dwóch dniach sieć była gotowa. Zarzucił ją i schwytał ogromną rybę. W jej brzuchu rzecz jasna znajdowała się Maryjka.
Gdy zła macocha zobaczyła powracającą szczęśliwą parę, wiedząc co ją czeka wyskoczyła oknem i zabiła się. W ten sposób sama wymierzyła sobie karę.
A Maryjka i syn wojewody żyli szczęśliwie nie rozstając się ani na chwilę. Gdziekolwiek szli, wszędzie towarzyszył im Iwanczo.

P.S. To ulubiona bajka mojego młodszego brata  z wczesnego dzieciństwa. Pamiętam, że zamęczał nas abyśmy czytały mu ją codziennie. Obie z siostrą miałyśmy już szczerze dość Maryjki i syna wojewody według nas niedojdy (nie wlazł  na drzewo i żeby nie odróżnić żony od złej macochy).

Bajka, w mojej skróconej wersji, pochodzi ze zbioru baśni bułgarskich "Trzej bracia i złota jabłoń" w świetnym tłumaczeniu Heleny Madany -wyd. Nasza Księgarnia 1970.
Książkę,  identyczną jaką kiedyś kupiła nam Mama, dostałam w te święta od Św. Mikołaja i powróciły wspomnienia.

1 komentarz:

Winco pisze...

Obrazy z dzieciństwa półkotapczan te sprawy

Prześlij komentarz